Dotychczas hałas komputera raczej mi nie przeszkadzał. Jak składałem swojego PCta na początku roku 2020, nie martwiłem się za bardzo tunelami powietrznymi ani głośnością wiatraków. Do szumu nie musiałem się nawet przyzwyczajać, gdyż był on dla mnie naturalny. Jednak odkąd mam „bezgłośnego” MacBooka, hałas tego PCta stał się uciążliwy…

Pomysł był prosty – wymienić najbardziej hałasujący wiatraczek (w tym przypadku od CPU) na wodne chłodzenie. Jako że mój PC to mała skrzyneczka złożona na mini-ITX, zwykłe plug-and-play nie wchodziło w grę i musiałem troszkę pokombinować by to wszystko upchnąć. A co za tym idzie, potrzebowałem co każdą konfigurację odpalić benchmark. A do benchmarkowania najlepszy jest Windows, chociażby dlatego, że mam na nim toole do płyty głównej, gdzie mogę regulować taktowanie procesora lub prędkość wiatraczków. No i na tym etapie zaczęły się problemy…

Plan był taki:
1. złożyć komputer
2. odpalić benchmark / sprawdzać temperatury
3. rozłożyć komputer
I powtarzać te kroki, aż do uzyskania najlepszych wyników. O ile pierwszy krok nie stanowił większych problemów, to na drugim kroku utknąłem na ponad godzinę. Z jakiegoś powodu, jakiekolwiek odpalenie czegokolwiek było wręcz niemożliwe. Menadżer zadań pokazywał zużycie dysku twardego na poziomie 100%. Szukam jaki to proces, by go ubić i kontynuować testy. Niestety, proces to „System”. Zamknięcie go skutkuje… zamknięciem systemu!

Nie poddałem się, zacząłem szukać jakie jest rozwiązanie. Oczywiście reboot nic nie pomagał, bo proces System od razu zajmował cały I/O HDD. Trafiłem na wątek na oficjalnym forum Microsoftu. Problem okazuje się znany, jednak rozwiązania problemu nikt nie zna. Zacząłem więc ubijać procesy troszkę losowo. Ubicie jakiegoś helpera dla Windows Update dało jakiś wynik. Proces System już nie używał 100% dysku, ale 20%. Jednak w podsumowaniu dysk dalej był używany w 100% (mimo że poszczególne procesy po zsumowaniu zabierały może max 25%). Odpalam Steam, próbuję uruchomić Counter-Strike: Global Offensive. Jednak w zamian dostałem pasek postępu, który poinformował mnie, że uruchomienie gry potrwa ponad rok!

Stwierdziłem że z tym nie wygram. Że jednak zostawię Windowsa samego sobie. Przypominam, że biurko całe miałem zabałaganione w częściach do PCta, wszystko przygotowane tak, by szybko móc zmieniać konfiguracje chłodzenia. Został więc spacer. Przejść się, zobaczyć co nowego w okolicy i nadzieja, że jak wrócę to Windows już się ogarnie, a ja będę mógł kontynuować swoją pracę.

Pomysł może był naiwny, ale zadziałał! Faktycznie po powrocie ze spaceru, wszystko się ogarnęło samo. Widocznie Microsoft dba, by użytkownicy od czasu do czasu odchodzili od komputera! W procesach jednak pojawiła się pozycja Windows 10 Update, ale była na tyle nieszkodliwa, że pozwoliła mi już na stress testy i kontynuowanie prac nad poprawą chłodzenia.

Zawsze mnie ciekawi, jak inni ludzie radzą sobie z tego typu problemami. Czy ich nie mają? Czy może ignorują? Czy może to ja nie umiem używać Windowsa, bo nie zainstalowałem żadnych „hakierskich narzędzi” do blokowania niechcianych funkcji? A może dla ludzi to normalne i jak tylko widzą, że im system muli, to robią sobie dwugodzinną przerwę? Nie wiem, powiedzcie mi. Bo obecnie to mam wrażenie, że to ja wychodzę na dziwoląga, co oczekuje od systemu, żeby był zawsze gotowy do użytku…

Related Posts